Jego usta były coraz bliżej moich. Moje serce biło jak szalone. Jeszcze tylko kilka centymetrów...Ale oczywiście musiał zadzwonić telefon Bartka. Zauważyłam, że był to Taylor. Cholerny pech. Czy on musiał zadzwonić akurat w takim momencie? No masakra.
Bartek sięgnął do kieszeni do kieszeni po telefon i go wyłączył, co mnie bardzo zdziwiło.
- Nie odbierzesz? - zapytałam.
- Potem do niego zadzwonię. Teraz się muszę tobą nacieszyć - oznajmił i posłał mi szeroki uśmiech. Poczułam, że się rumienie, dlatego opuściłam głowę i jarałam się jego podłogą. - Coś nie tak? - zapytał trochę zdziwiony moim zachowaniem. A jak myślisz? Przecież prawie mnie pocałowałeś idioto! I teraz zachowujesz się jak gdyby nigdy nic? Dupa z tobą! Teraz trzeba coś wymyślić.
- Dowiedziałam się czegoś o moim ojcu - powiedziałam i ukradkiem spojrzałam na chłopaka.
- Możesz jaśniej? - zapytał.
- Bo...mój biologiczny ojciec siedzi w więzieniu - odrzekłam na jednym wydechu.
- Co? Kto ci to powiedział?
- No ten który mnie porwał.
- I ty mu tak po prostu uwierzyłaś?
- Nie rozumiesz? Wszystko by się zgadzało! Nigdy nie byłam podobna do żadnego z rodziców. Tylko moi bracia do matki. Do tego miałam inną grupę krwi. Bo przecież dwa ABRh+ nie dają 0Rh+ prawda? Do tego czasami gdy kłóciłam się z ojcem i mówiłam w nerwach, że wolałabym żeby on nie był moim ojcem, to robił jakąś dziwną minę. To samo matka. I...
- Renesmee...Może to tylko zbieg okoliczności?
- Nie przerywaj mi. Do tego najważniejsze. Pytałam się rodziców, gdzie się poznali. Mówili, że na ślubie mojej chrzestnej, a ona miała ślub, gdy ja miałam rok. Czyli, że co? Zrobili sobie dziecko i dopiero potem się poznali? Seks z nieznajomym? Na początku myślałam, że tylko daty im się pomyliły. A teraz...
- Dobra, to już jest dziwne...
- No właśnie. Dziwne. A najgorsze jest to, że nie wiem gdzie jest mój ojciec, ani jak się nazywa...
- Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak.
- Najlepiej po prostu zapytam się Lucasa. On na pewno coś wie. A teraz zmieńmy temat. Jak tam u ciebie?
- Złamany nos, dziesiątki siniaków, podbite oko. Wszystko w jak najlepszym.
- Przepraszam, to wszystko przeze mnie - powiedziałam i usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłonie. Chłopak usiadł obok mnie.
- Przez ciebie?
- Tak. Mogłam się zgodzić z nimi pójść. Może wtedy nic by ci nie zrobili...
- Renesmee, proszę. Nie zadręczaj się. Sam się o to prosiłem.
- No to mogłam cię przynajmniej powstrzymać.
Wtem ponownie zadzwonił telefon Bartka. Chłopak wyjął telefon i już miał się rozłączyć, kiedy go powstrzymałam.
- Odbierz. Ja poczekam - powiedziałam i uśmiechnęłam się do szatyna. Ten odwzajemnił uśmiech i wyszedł na korytarz. I wtedy coś mnie podkusiło, aby podsłuchać jego rozmowę. próbowałam z tym walczyć, ale to było silniejsze ode mnie. Podeszłam więc do drzwi i przyłożyłam do nich ucho.
- Taylor, ja nie mogę...Nie! nawet nie próbuj. Przecież wiesz, jaka ona jest dla mnie ważna - mówił. Ona? Ważna? To dlaczego próbował mnie pocałować? A może mi się tylko wydawało? Nie, ja nie mogę być zazdrosna. On kocha inną i muszę się z tym pogodzić. Nie mogę z nim być.
Wtedy do pokoju wszedł Bartek. Uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Proszę cię, nie uśmiechaj się tak do mnie, bo zaczynam być coraz bardziej zrozpaczona. Nie pomagasz mi.
- Wiesz co, przypomniało mi się coś. Muszę iść - odrzekłam i wstałam.
- Odprowadzę cię - zaproponował.
- Nie, nie trzeba. Sama dojdę - powiedziałam oschle i zeszłam na dół. Tam szybko ubrałam buty i kurtkę, pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam.
Szłam zaśnieżonymi ulicami. Moja mina i oczy nie wykazywały żadnych uczuć. Nie wiedziałam, dlaczego chce mi się płakać. Przecież wiedziałam, że nigdy nie będziemy razem. A może to dlatego, że dowiedziałam się, że jest zakochany w innej? W każdym razie miałam ochotę wrócić do Bartka, wykrzyczeć mu co do niego czuję i uciec. Ale to by było niemożliwe. Przecież on wie gdzie mieszkam, gdzie chodzę do szkoły. Musiałabym wyjechać, żeby nie zrobić z siebie pośmiewiska.
Gdy weszłam do domu, zdjęłam buty i kurtkę i poszłam do pokoju Lucasa. Gdy stanęłam pod jego drzwiami, zapukałam i nie oczekując odpowiedzi, weszłam. Mój brat siedział na łóżku z laptopem i pisał z kimś na fb.
- Musimy pogadać - powiedziałam i usiadłam na krześle przy jego biurku.
- Yhym - wymruczał dalej pisząc coś na laptopie.
- Czy mógłbyś to odłożyć i spojrzeć na mnie. To jest ważna sprawa - oznajmiłam trochę zdenerwowana. Chłopak westchnął i odłożył laptop.
- To co to za ważna sprawa? - zapytał.
- Czy wiedziałeś o tym, że nasz biologiczny ojciec żyje i jest w więzieniu? - zapytałam prosto z mostu. Chłopak zrobił do mnie wielkie oczy i siedział chwilkę w ciszy.
- Skąd ty to wiesz?
- Jeszcze nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Tak, wiedziałem.
- To mógłbyś mi to wyjaśnić?
- No więc...Jak jeszcze byłaś w brzuchu matki, to ojciec robić jakieś interesy z mafią. Nie zapłacili mu za coś i zabił żonę szefa tych mafiozów. Zamknęli go za to na dożywocie. Jakiś czas później matka poznała naszego ojca i zakochali się w sobie. Potem był ślub i takie pierdoły i w końcu postanowili, że jak się urodzisz, to nie będą ci nic mówić, żebyś nie szukała ojca. Oto cała historia.
- Nie powiedzieli mi tak ważnej rzeczy tylko dlatego, że nie chcieli abym znała ojca?
- Można tak powiedzieć.
- Paranoja. Idę do siebie.
Wyszłam z pokoju chłopaka i poszłam do swojego. Spojrzałam na zegar. 17.43. Usiadłam więc na łóżku i wzięłam mojego laptopa. Weszłam na skype, oglądnęłam jakiś film na YouTube i gdy nastała godzina 20.00, poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.
***
Rano obudził mnie dźwięk tuczących się talerzy. Czyli, że dziś Ethan robi śniadanie. Ponieważ już mnie obudził, wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać czegoś, co dałoby się ubrać. W końcu ubrałam zapinaną koszulę w czarne i niebieskie kraty i podarte rurki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Spakowałam jeszcze książki i zeszłam na dół. Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam jeść jajecznice przygotowaną przez Ethana. Popiłam jeszcze sokiem i spojrzałam na zegar. Miałam jeszcze trzydzieści minut. Ubrałam więc buty, kurtkę i czapkę i wyszłam z domu.
Szłam do szkoły jakieś 15 minut. Gdy doszłam, poszłam do sztni i zostawiłam tak niepotzrebne rzeczy. Potem wróciłam na korytarz. Nagle przede mną staną David.
- Słuchaj, chce pogadać - odrzekł.
- O co chodzi?
- Ale może gdzie indziej - powiedział i zaprowadził mnie na klatkę schodową.
- No więc o czym chciałeś pogadać? - zapytałam.
- Bo...podobasz mi się dokąd cię poznałem. Nie mogę przestać o tobie myśleć i chciałem zapytać czy...będziesz ze mną chodzić - oznajmił na jednym wydechu. Przyznaję, zaskoczył mnie. Patrzyłam na niego chwilkę zdziwiona.
- Słuchaj, muszę się zastanowić. Powiem ci później ok? - zapytałam.
- Dobra. To ja...pójdę - powiedział i szybko wybiegł na korytarz. Dlaczego nie powiedziałam nie? Nie wiem. Może dlatego, że wiem, że nie mam u niego szans. Po za tym, jest nawet ładny. Na samą myśl uśmiechnęłam się sama do ciebie.
- Co ty w takim dobrym humorze? - zapytał Bartek, który właśnie pojawił się na klatce.
- A nic, nic - odrzekłam.
- No mów co się dzieje.
- Bo...David zaproponował mi chodzenie - oznajmiłam. Chłopak cały zbladł. Co się dzieje.
- Zgodziłaś się? - zapytał przestraszony.
- Nie. Powiedziałam, że się zastanowię.
- I co mu powiesz.
- Chyba się zgodzę - powiedziałam.
- Nie możesz tego zrobić - odrzekł trochę przestraszony.
- Niby dlaczego? - zapytałam i podniosłam jedną brew do góry.
- Bo...
Ja cię kocham!
-------------------------------------------------------------------------------
Jakoś się wyrobiłam, ale rozdział taki na odwal się. I szczerze mówiąc, zaczynam kończyć bloga. Jeszcze jak około dwóch rozdziałów, maksymalnie trzech i koniec. Już zaczynam robić następny blog, więc jak coś, to jeszcze może w tym tygodniu podam link.
A oto stylówka :
I dawać komenty, bo jak nie, to poszczuje moim psem i kotem :
Proszę, poznajcie mojego kota Ryśka i psa Kubę xD
Dobra, odbija mi :3