Przepraszam, że taki nudny ten rozdział będzie, ale wena pomału mnie opuszcza. Przepraszam :(
Sorki też, że dopiero dzisiaj, ale tak :
poniedziałek - nauka do sprawdzianu i kartkówki
wtorek - nauka do sprawdzianu
środa - byłam u koleżanki
Zapraszam więc na rozdział. Postaram się, aby następny był lepszy. Mam już nawet jakiś pomysł. Proszę o szczere opinie i chciałam podziękować Sitzu M., że daje tam długie komentarze. Takie najbardziej sobie cenię. Nie przedłużam już i zapraszam :)
--------------------------------------------------------------------
Obudził mnie dźwięk budzika. Już miałam rzucić w niego poduszką, ale się powstrzymałam. Obiecałam Ethanowi, że koniec z rozwalaniem budzików. No więc nie pozostało mi nic innego, jak wstać i wyłączyć to cholerne, czerwone coś, co stało na szafce. W takim razie musiałam opuścić moje mięciutkie, ciepłe łóżeczko i wracać do rzeczywistości. Niesprawiedliwej rzeczywistości...
Odkryłam się więc i wstałam powoli. Ubrałam na nogi moje kapcie i podeszłam do szafy poszukać jakiś ciuchów. Po jakimś czasie zdecydowałam się na błękitną koszulkę z krótkimi rękawami. Do tego luźny sweterek w paski w kolorach bieli i błękitu, szare rurki i czarne trampki. Jeszcze wyjęłam czarną bieliznę, położyłam wszystko na łóżku i poszłam do łazienki. Po 5-minutowym prysznicu wyszłam z łazienki i ubrałam wcześniej wymienione ubrania. Wzięłam jeszcze torbę i zeszłam do kuchni.
Usiadłam przy stole i położyłam na nim głowę. W ogóle się nie wyspałam. Coś mi mówiło, że w tym tygodniu stanie się coś niewesołego. Chodź najbardziej niewesołe jest to, że dalej nic nie zrobiłam, jeśli chodzi o Bartka. Nie zrobiłam nawet pierwszego kroku. Nagle ktoś położył przed moim nosem talerz z dwoma tostami z serem. A raczej nie ktoś, tylko Ethan. Zaraaaaz...Od kiedy to Ethan robi mi śniadanie? Spojrzałam na chłopaka z pytającym spojrzeniem.
- Lucas został na noc u dziewczyny - powiedział zaspany. Ouuu! Jaki on kochany. Zerwał się tak wcześnie z łóżka tylko po to, żeby zrobić młodszej siostrze śniadankooo.... - Na którą masz do szkoły? - No on to zawsze umie zniszczyć miły klimat.
- Naaaa...8.50. - odrzekłam.
- To się pośpiesz z tym śniadaniem. Jest już 8.23.
- No widzisz jak ten czas szybko leci? - powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Co ty masz taki dobry humor? - zapytał podejrzliwie.
- Szczerze? Nie wiem. Coś mi mówi, że stanie się coś fajnego, a jednocześnie okropnego.
- I to Cię tak cieszy?
- Chyba...
- Dobra, rusz te swoje cztery literki i won do samochodu - oznajmił złośliwie.
- Uuu...ktoś tu ma zły humorek.
- A ty byś miała jakbyś się dowiedziała, że zostaniesz matką? - zapytał. Popatrzyłam się na niego jak na kosmitę.
- Będę ciotką? - zapytałam uszczęśliwiona. Chłopak tylko kiwnął głową. - I dlatego jesteś zły? Powinieneś się cieszyć! - krzyknęłam, podniosłam ręce do góry i obróciłam się kilka razy.
- Ty coś brałaś? Dziwnie się zachowujesz...
- Nie zmieniaj tematu. Ja tu o poważnych rzeczach mówię. Jak coś to mogę się od czasu do czasu bobaskiem opiekować. Ja kocham dzieci!
- Jezuuu! Renesmee, to dziecko się jeszcze nie urodziło. Babka jest w pierwszym tygodniu.
- To ty zaraz jak przyjechałeś do Berlina to zrobiłeś babce dziecko?
- To było na imprezie. Byłem pijany...
- Byłem pijany. Każdy się tak tłumaczy.
- Boże, kobieto. Już mi kazań nie praw. Idź do samochodu i czekaj na mnie.
- Dobra, dobra - mruknęłam i z torbą na ramieniu powędrowałam na dwór. Wsiadłam do auta i czekałam. Po kilku minutach do samochodu wsiadł Ethan.
Jechaliśmy w ciszy. Nie chciałam się odzywać, bo widać było że i tak podniosłam bratu ciśnienie. Tylko dlaczego się nie cieszy z tego dziecka? Przecież takie maluchy to największy skarb człowieka. Ja osobiście je kocham i dzieci też mnie kochają.
Dojechaliśmy na miejsce jakieś 10 minut później. Wysiadłam z samochodu i weszłam do szkoły. Do klasy weszłam równo z dzwonkiem. Usiadłam obok Bartka.
- Witam dzieci - powiedziała dyrektorka. Babo! Serio? My mamy po siedemnaście lat. Nie jesteśmy dziećmi. Co najwyżej młodzieżą. - Chciałam was poinformować, że w następny czwartek wasza klasa jedzie na trzydniową wycieczkę w Polskie góry. Teraz Eric rozda wam zgody na wycieczkę. Macie je przynieść jeszcze w tym tygodniu. Na kartce macie napisaną cenę i pieniądze macie przynieść wraz z zgodą. Wasz kolega rozda także inne kartki na których macie napisane szczegóły. O której jest wyjazd, co macie wziąść i tak dalej. Chciałam was tylko poinformować, a teraz zostawiam was z panem Mullerem - oznajmiła i wyszłam z klasy. Wycieczka? Suuupeeer! Wreszcie jakaś rozrywka.
Reszta lekcji minęła normalnie na wkurzaniu nauczycieli wraz z Bartkiem i sprawdzianie z niemieckiego. Potem poszłam do domu i dałam Lucasowi papierek do podpisania.
***
Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Mamy jechać jakimś busikiem. Zbiórka ma być o 6.00 więc muszę się zbierać. Musiałam opuścić moje ukochane łóżeczko i iść do łazienki. Prysznic zajął mi około dziesięciu minut. Kiedy wyszłam z łazienki zaczęłam grzebać w szafie za jakimiś ciuchami nadającymi się do ubrania. W końcu znalazłam miętowe rurki, do tego biała koszulka z krótkim rękawem bardzo zwiewna z napisem "I ♥ Polska". No co? Kocham ten kraj. W końcu się w nim urodziłam prawda? No więc ubrałam jeszcze ocieplane botki i szary sweterek. Włosy ułożyłam w kok i zeszłam na dół z moją małą walizeczką i torbą. Zjadłam jeszcze tosty z serkiem białym i pojechaliśmy z Lucasem pod szkołę. Gdy wychodziłam z domu wzięłam jeszcze kurtę i czapkę. No w końcu w górach jest już śnieg.
Gdy dojechaliśmy pod szkołę, wysiadłam z auta i pożegnałam się z bratem. Dojechaliśmy akurat wtedy, kiedy wszyscy wkładali swoje walizki do bagażnika. Sama więc włożyłam swoją i weszłam do autobusu. Usiadłam obok Katrin. Praktycznie cały czas rozmawiałyśmy o tym co będziemy robić.
Dojechaliśmy na miejsce o godzinie 16.45. Za oknem było widać śnieg. Zaparkowaliśmy na dużym parkingu przed białym pensjonatem z bordowym dachem. Wyszliśmy z autobusu i wzięliśmy nasze walizki. Weszliśmy do pensjonatu i po pewnym czasie przydzielili nam pokoje. Ja byłam w pokoju z Andreą i Katrin. Gdy weszłyśmy do pokoju wybrałyśmy swoje łóżka i nagle podeszła do mnie Andrea.
- Mam do was prośbę - zaczęła.
- Możesz dokładniej? - zapytałam.
- Bo...ja chciałam spędzić noc z Erickiem no i wiecie - powiedziała.
- Nie, nie wiemy. Jaśniej?
- Czy mogłybyście jedną noc spędzić z Taylorem i Bartkiem? Są niby tylko trzy łóżka, ale ty Katrin możesz spać z Taylorem prawda? W końcu jesteście parą. Obiecuję, że wam to wynagrodzę.
- No nie wiem. A ty jak myślisz Katrin? - zapytałam i zwróciłam się do ciemnowłosej.
- No jeśli tylko na jedną noc to ja się zgadzam.
- No...dobra, ja też. Ale co na to Bartek i Taylor? - zapytałam.
- Po pewnym czasie się zgodzili, ale tylko pod jednym warunkiem. Że nie będziecie siedzieć 30 minut w łazience.
- Dobra, dobra.
- Dziiiiękiiii! - krzyknęła uradowana Andrea, podskoczyła kilka razy z radości i przytuliła nas. - To może wy już się odświeżcie. Około dziewiętnastej się zamienimy ok?
- Jasne - wymruczałam i poszłam wraz z torbą w ręce do łazienki. Nie byłam zbytnio zadowolona z tej zamiany. Chociaż...będę z Bartkiem w jednym pokoju. Matko Boska! Mam nieczyste myśli!
Do godziny osiemnastej rozmawiałyśmy z Katrin i pograłyśmy w butelkę. Nagle do naszego weszli Bartek i Taylor. Katrin przywitała się przytulaskiem z Taylorem, a ja wymieniałam uśmiechy .
- To ja idę do Erica - odrzekła jasnowłosa.
- Bawcie się dobrze - powiedziałam i dziewczyna wyszła z pokoju.
- Gdzie będę spał? - zapytał Bartek. Wskazałam mu na łóżko prze lewej ścianie. Bartek od razu gdy dowiedział się gdzie śpi, położył się na łóżku i przykrył kołdrą. Był aż taki śpiący? W każdym razie ja miałam spać na środkowym, a Taylor i Katrin na ostatnim.
Ja położyłam się na swoi łóżku i zaczęłam pisać SMS-y z Iris i Rozalią. Nasze gołąbeczki wyszły z pokoju, a Bartek leżał z głową w poduszce. Patrzyłam się chwilkę na niego i czym dłużej to robiła, miałam większą ochotę mu wszystko wyznać. W końcu zebrałam się na odwagę.
- Bartek, muszę Ci coś powiedzieć - odrzekłam niepewnie.
- Co? - zapytał i popatrzył się na mnie.
- Bo ja...
Nagle do pokoju weszła nasza para ukochańców. No w takiej chwili? A może to był znak, że nie powinnam nic mówić Bartkowi? To może lepiej jak na razie się wstrzymam.
- Chciałaś mi coś powiedzieć - oznajmił szatyn.
- Nie, już nic - powiedziałam zrezygnowana.
Do godziny dziesiątej wieczorem cały czas gadaliśmy i się śmialiśmy. Nawet Bartek się trochę pobudził i zamiast leżeć wykończony siedział na łóżku. W pewnej chwili podeszła do mnie Kat.
- Rem, idziemy pod drzwi pokoju chłopaków podsłuchać co robią Andrea i Taylor? - zapytała z szyderczym uśmiechem. Boże! Co ty chcesz zrobić kobieto? Naruszać ich prywatną przestrzeń?
- Nie, niech robią co chcą - odrzekłam.
- To nie było pytanie - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. Gdy wychodziłyśmy, zgasiłyśmy w pokoju światło. Podeszłyśmy cicho do drzwi, żeby nie obudzić żadnego nauczyciela, bo miałybyśmy przerąbane. Po za tym i tak żyjemy na krawędzi, bo nikt nie wie o tej naszej wymianie pokojami.
Szłyśmy na palcach, aż w pewnej chwili potknęłam się o swoją nogę i przewróciłam się w hukiem. Katrin ledwo co powstrzymała się od śmiechu.
- No i co Cię tak śmieszy? - zapytałam cicho.
- Nie, nic. Przecież każdy może się wywrócić. Rób tak dalej, a na pewno nikt nas nie przyłapie.
Podeszłyśmy do jasnych drzwi i podłożyłyśmy do nich ucha. Nie było słychać nic, oprócz cichych śmiechów. Nagle zaczęły otwierać się drzwi pokoju nauczycieli. Przestraszone, że ktoś nas przyłapie, jak najszybciej uciekłyśmy do swojego pokoju. Otworzyłyśmy drzwi i pobiegłyśmy do łóżek. Było ciemno, więc musiałam kierować się instynktem. Gdy wskoczyłam do łóżka, usłyszałam tylko krzyk.
- Ała! Renesmee! - wrzasnął ktoś. Na pewno był to chłopak...
Bartek?
- Kto tu jest? - zapytałam.
- Ja. Czy ty oszalałaś, żeby wskakiwać mi do łóżka? - zapytał. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo oczywiście nasunęły mi się skojarzenia. - Boże! Już bez skojarzeń.
- No sory, ale było ciemno. Skąd ja miałam wiedzieć, gdzie jest moje, a gdzie twoje łóżko?
- To trzeba było włączyć światło.
- Jakie masz problemy - oznajmiłam i zeszłam z jego łóżka. Wskoczyłam pod swoją kołdrę i przytuliłam się do poduszki. No teraz to już przesadził. Robi aferę o byłe co.
***
Dwa pierwsze dni wycieczki minęły na zwiedzaniu. I w końcu nadeszła sobota. A dokładnie godzina 15.54. Zaczynało już zachodzić słońce, ale wychowawczyni pozwoliła nam samemu pozwiedzać. Mieliśmy na to czas dotąd, aż zacznie robić się ciemno. Postanowiłam pochodzić z Bartkiem, bo w końcu nie byłam już na niego zła. Sam mnie nawet przeprosił, że tak na mnie naskoczył.
Chodziliśmy trochę po mieście, dzwoniliśmy do różnych domów robiąc ludziom kawały, aż w końcu nie mieliśmy co robić.
- Renesmee, chodź do tamtego lasu - powiedział w końcu szatyn i wskazał na las, który znajdował się jakieś 10 metrów stąd.
- Do lasu? Teraz? - zapytałam trochę zaniepokojona. Nie ukrywałam, że bałam się iść sama do lasu. No może nie sama, bo z Bartkiem, ale jednak robiło się już ciemno i do tego jeszcze ten śnieg. Może nie było go dużo, bo
- No chodź, zaraz wrócimy.
- No dobra.
Więc poszliśmy do tego lasu. Cały czas trzymałam się ręki Bartka. Za bardzo się bałam. Szatyn oczywiście był zadowolony. W pewnej chwili usłyszeliśmy cichutki ryk i zobaczyliśmy...niedźwiedzia! Zaczęliśmy uciekać w nie wiadomo jaką stronę. Po jakimś czasie wspieliśmy się na jakieś drzewo i czekaliśmy aż ten niedźwiedź odejdzie. Próbował wejść, ale nie dał rady i w końcu odszedł. Wtedy zeszliśmy z drzewa i próbowaliśmy się zorientować gdzie jesteśmy. Szkoda tylko, że był jeden problem.
Zgubiliśmy się...