Dzisiaj jest
beautiful day Dodaje rozdział. Dzisiaj dostałam dwie SUPER zadowalające ocenki, więc pieprzyć naukę. Do tego muszę się odprężyć po próbnym sprawdzianie szóstoklasisty. No nie wiem po co on w ogóle istnieje, ale dobra. Nie gadamy już o tym.
Nie napiszę, że ten rozdział będzie nudny, bo mnie Miki zabiję, więc napiszę, że nie ma w nim jakiejś mega akcji, ale w następnym będzie się działo. Mam już pomysł. Nie przedłużam i zapraszam xD
---------------------------------------------------------------------------------------------
Obudził mnie ciepły język na moim policzku.
- Bartek? - zapytałam. Dopiero, gdy otworzyłam o czy, zrozumiałam jaka ja jestem głupia. Jasne, Bartek specjalnie do mojego pokoju przyszedł, żeby mnie polizać. Moja chora wyobraźnia. - Ebi, nie rób tak więcej. - pogroziłam psu palcem. Ten tylko skulił ogonek i zrobił do mnie maślane oczka. - No nie patrz się tak na mnie. I złaź ze mnie. Chcę wstać - powiedziałam i pies posłusznie zeskoczył z mojego łóżka. Wstałam więc i podeszłam do szafy. Zaczęłam szukać czegoś co dałoby się ubrać do szkoły. W końcu zdecydowałam się na kremową luźną koszulkę, potargane jeansy i szarą czapkę. Wszystko położyłam na łóżku, a sama poszłam do łazienki się odświeżyć. Zajęło mi to około 10 minut. Później wyszłam z łazienki i ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania. Moje włosy splotłam w warkocz na boku, a grzywkę zostawiłam bez zmian. Tak ubrana stanęłam przed lustrem.
Nastolatka około sto siedemdziesiąt wzrostu, włosy koloru bardzo jasnego brązu do łokci, oliwkowa cera, szczupła. Szczerze mówiąc, to nie podobałam się sobie. Miałam jakieś kompleksy. Wszyscy uważają, że jestem śliczna, zwłaszcza, gdy nie mam już czerwonych włosów, lecz ja tak nie uważałam. Chodź zaczynałam myśleć, że się mylę. Bartek powiedział, że jestem ładna, a on zawsze mówił mi nawet bolesną prawdę.
Gdy pomyślałam, że spędziłam z nim jakieś 24 godziny sam na sam w lesie, to zaczęłam się rumienić. No dobra, nie sam sam, bo był jeszcze Ebi, ale mniejsza.
- I jak wyglądam? - zapytałam psa. Ten zaczął mi się przyglądać i przekręcać łeb na prawo i lewo, aż w pewnej chwili zaszczekał radośnie. - Znawca mody się znalazł. - pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do psa. Ten zrobił się wtedy jeszcze bardziej radosny.
Spakowałam jeszcze książki i zeszłam na dół. W kuchni zobaczyłam Ethana, który siedział z jakimś chłopakiem i rozmawiał. Podeszłam do nich i dopiero teraz zobaczyłam twarz chłopaka.
- Damian? - zapytałam. Przecież to ten chłopak, którego spotkałam kilka tygodni temu w parku. No tego, co mu telefon oddałam.
- Renesmee? Co ty tu robisz? - zapytał równie zaskoczony.
- Mieszkam - oznajmiłam.
- To wy się znacie? - zapytał tym razem Ethan.
- No tak. Spotkaliśmy się kiedyś na ulicy. Oddałam mu telefon, który mu wypadł. A wy?
- No on jest bratem mojej dziewczyny - odrzekł Ethan.
- Aaaa...tej w ciąży? - uśmiechnęłam się szyderczo.
- Nawet ona wie? Dlaczego ja zawsze dowiaduje się ostatni? - zapytał obrażony Damian.
- No nie wiem. A teraz mów. Jak tam siostrzyczka się czuje? Kiedy będę mogła ją poznać? Jak coś, to mogę czasami opiekować się dzieckiem - odparłam. Obaj popatrzyli na mnie dziwnie.
- Ona jeszcze nawet nie urodziła - powiedział Damian.
- To samo jej mówiłem.
- Nie zmieniać tematu. Ja tu się poważnie pytam.
- No czuje się dobrze, a poznasz ją...
- Jutro - oznajmił mój brat.
- Jutro? Super! A teraz czy mogę coś zjeść? Głodna jestem.
Damian podał mi talerz z kanapkami. Zjadłam dwie i przysłuchiwałam się o czym rozmawiali mój brat i Damian. Przynajmniej dowiedziałam się jakie tematy mają faceci. Tymi tematami są kobiety, kobiety, kobiety, kłótnia o kobietę, kobiety, kobiety, siostra Damiana, kobiety, kobiety i tak w kółko. No a mówią, że to kobiety paplają bez sensu. Masakra. W pewnej chwili im przerwałam i powiedziałam, że idę do szkoły. Idź odpowiedź, to było zwykłe "siema" i wrócili do rozmowy. No dobra, przerywać nie będę. Ubrałam więc czarne kozaki, błękitny płaszczyk, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Szłam jakieś pół godziny, gdy doszłam pod szkołę. Weszłam do niej i wszystkie niepotrzebne rzeczy włożyłam do szafki. Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
- Dyrektor woła Cię do swojego biura - powiedziała.
- A wiesz po co? - zapytałam.
- Pewnie będzie tobie i Bartkowi kazania prawić, że się w lesie zgubiliście.
- Dzięki - odrzekłam i podeszłam do drzwi biura. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Gdy usłyszałam proszę, zaczęłam powoli otwierać drzwi. Bartek siedział na jednym z foteli, a za biurkiem był dyrektor. Wskazał ręką, abym usiadła i po pewnym czasie zaczął.
- Czy wy do reszty oszaleliście? Żeby iść w sam środek lasu? Samym - zapytał zdenerwowany. Zaczynam się go bać.
- Przepraszamy - powiedziałam niepewnie. Ten poparzył się na mnie srogo.
- Myślicie, że zwykłe przepraszam wystarczy? Trzeba było policję wzywać. Tak się o was martwiliśmy. Macie szczęście, że się znaleźliście cali i zdrowi. Ale kara was nie ominie. Zostajecie po lekcjach i sprzątacie stołówkę po wczorajszej wojnie na jedzenie. A teraz idźcie. Mam dużo pracy.
Wyszliśmy więc i poszliśmy do sali w której mieliśmy mieć lekcje. Usiadłam obok Bartka.
- Sorry, to wszystko moja wina. Przeze mnie masz problemy - powiedział Bartek.
- Bartek, nie zaczynaj. To też moja wina. W końcu mogłam cię powstrzymać - oznajmiłam i popatrzyłam się na chłopaka. Ten miał się odezwać, kiedy do sali weszły Katrin i Andrea.
- Renesmee! - krzyknęły i przytuliły mnie mocno. Gdyby jeszcze ściskały mnie tak kilka sekund, pewnie skończyłabym w szpitalu z śladami duszenia.
- Dobra, dobra. Puśćcie mnie! - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do siebie.
- Jak się stęskniłyśmy! A wy co macie takie miny? - zapytała Katrin.
- Dyrektor ma do nas jakieś wąty. Mamy sprzątać po lekcjach stołówkę - odrzekłam.
- Dzisiaj? A chciałam żebyś do mnie przyszła. No nic. Pomożemy ci - powiedziała Katrin.
- Co? Nie. Nie będę was w to wciągać.
- Ale to żaden problem.
- Nie, przecież mówię - oznajmiłam i wtedy zadzwonił dzwonek. Niemiecki. Szajse! Oczywiście usiadłam obok Bartka.
Gdy do sali wszedł nauczyciel , zaczął coś pieprzyć, że fajnie że się znaleźliśmy, ble ble ble, coś tam, coś tam. Cały czas przedrzeźniałam ruchy nauczyciela, który był zwrócony do tablicy, więc mnie nie widział. Bartek także przedrzeźniał nauczyciela, a Taylor wyrzucał samoloty przez okno i rzucał tamponami i prezerwatywami. No zabawa w najlepsze. w pewnej chwili nauczyciel odwrócił się w naszą stronę. My z Bartkiem to zauważyliśmy, więc udawaliśmy, że piszemy, lecz Taylor dalej bawił się w rzucanie tym, co miał w plecaku. Nauczyciel widząc to, zmarszczył czoło i wskazał palcem na drzwi. Tay mruczał pod nosem jakieś przekleństwa i wyszedł z sali kierując się prosto do dyrektora.
Reszta lekcji minęła już normalnie. Matma, matma, fizyka, angielski, biologia, historia i w-f. Kiedy lekcje się skończyły, czekałam na korytarzu na Bartka. Gdy podszedł do mnie, wywrócił oczami i poszliśmy do stołówki. Sprzątanie zeszło nam do godziny 17.47. Gdy skończyliśmy, byliśmy wykończeni. Wywlekliśmy się przed szkołę i już miałam iść do domu, kiedy Bartek mnie zatrzymał.
- Dasz się zaprosić na pizze? - zapytał i podrapał się po głowie. Oooooo...Jak on słodko wyglądał. I jak mu nie odmówić, kiedy robi takie oczka?
- Okej, czemu nie - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do chłopaka. Ten odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy w stronę pizzerri. Nie szliśmy za długo, bo tylko jakieś piętnaście minut. Szatyn otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka. Usiedliśmy pod oknem.
- I jak tam po tej przygodzie w lesie? - zapytał i zaczął się we mnie wpatrywać. Poczułam się niepewnie, lecz starałam się tego nie okazywać.
- Jakoś ujdzie? A u ciebie?
- Ojciec prawił mi kazanie do wieczora, ale tak po za tym to dobrze.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo podeszła do nas jakaś blondynka, aby odebrać zamówienie. Bartek poprosił pizze pepperoni, więc się sprzeczać nie będę. I byłoby wszystko okej, gdyby nie to, że ta babka rozbierała Bartka wzrokiem. Cały czas robiła też do niego maślane oczka. W pewnej chwili spiorunowała ją wzrokiem, mówiącym "Won od niego! Jest mój jędzo!". Ta popatrzyła na mnie krzywo i odeszła. Bartek nie widział naszej walki na wzrok, bo rozmawiał przez telefon z ojcem. Ja, jako lwica, walcząca o ukochanego, który nie zauważa jej starań.
Po jakimś czasie dotarła do nas nasza pizza. Jedliśmy ją i się śmialiśmy chyba z godzinkę. Wtedy postanowiliśmy już iść do domów, bo zaczynało się robić późno i było bardzo ciemno. Bartek zapłacił i wyszliśmy. Wyruszyliśmy w stronę mojego domu. Wtem po jakimś czasie zauważyłam, że w naszą stronę idzie kilku facetów. Wyglądali jak...gangsterzy?
-------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś się wyrobiłam. I teraz właśnie zacznie się akcja. W następnym rozdziale bardziej się postaram. Mam nadzieję, że się spodoba. A teraz stylówka Rem w szkole :
Czekam na opinie xD