czwartek, 31 października 2013

Osoby

Wklejam te zdjęcia dla Slotkasasa, która chciała wiedzieć jak wygląda Ethan. Przy okazji wkleję też zdjęcia innych xD

Imię : Lucas
Nazwisko :  Richardson
Wiek : 21 lat
Miejsce urodzenia : Polska

Imię : Ethan
Nazwisko : Richardson
Wiek : 18 lat
Miejsce urodzenia : Polska

Imię : Majka
Nazwisko : Stępień
Wiek : 17 lat
Miejsce urodzenia : Polska

Imię : Andrea
Nazwisko : Huber
Wiek : 17 lat
Miejsce urodzenia : Niemcy
Jest przyjaciółką Majki. Pojawi się w VI rozdziale xD

Pozdrowienia dla Sitzu M. , Dagmara Kaa i Slotkasasa. Tylko dzięki wam piszę to opowiadanie xD Dziękuje ! :)

środa, 30 października 2013

Rozdział V Nocka u znajomego

   - A chcesz tego? - zapytałam.
   - Jasne.
   - Właściwie...czemu nie?
    Resztę drogi rozmawialiśmy o tym co się działo w szkole, po moim wyjeździe. Kto z kim chodził, kto z kim zerwał i wgl. Musiałam się dowiedzieć wszystkiego.
    Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do dużego budynku. Poszliśmy na horror Carrie. Cały film siedziałam z głową w kolanach i zatkanymi uszami. Bartek się tylko cicho śmiał
   - No bardzo śmieszne wiesz? - wyszeptałam do niego w czasie seansu. On tylko zaczął się jeszcze bardziej śmiać. Boże! Jak zawsze nie można na nim polegać. Przynajmniej wiem, że tu się nie zmienił.
    Po filmie wyleciałam z sali jak torpeda. Po drodze wywróciłam kilku ludzi, ale mniejsza o to. Czekałam na Bartka przed budynkiem kina. W między czasie spojrzałam na godzinę. 22.34. Co? Już tak późno? Jasne, na pewno wstanę jutro do szkoły.
    Wtedy w kina wyszedł Bartek, który sądząc po jego minie bawił się znakomicie. Prawie się poryczał ze śmiechu.
   - Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Jak będziesz śmiał się z każdej dziewczyny którą zabierzesz do kina, to na starość będziesz starym kawalerem z gromadką kotów. - oznajmiłam.
   - Dlatego właśnie tylko ciebie zabieram na horrory. - odpowiedział.
    Wsiedliśmy do auta. Całą drogę siedziałam bez ruchu. Dlaczego? Bo rozglądałam się po całej okolicy, czy przypadkiem nie zobaczę "Carrie". Tak, wiem. Moja wyobraźnia jest jakaś popieprzona.
    Dojechaliśmy około 5 minut później. Zatrzymaliśmy się pod ogromna willą. Miała białe ściany. Do drzwi domu prowadziła ścieżka z kamieni. Trawa wokół domu była dokładnie wykoszona. Prawdę mówiąc, aż zaniemówiłam na widok takiej willi.
   - Bartek? Skąd było twoich rodziców stać na taką wille? - zapytałam.
   - Spadek po dziadku - oznajmił.
    Skierowaliśmy się do drzwi domu. Bartek je otworzył i weszliśmy do środka. Salon był pięknie urządzony. O ile się nie mylę, był to styl barokowy. Meble i panele były koloru białego, a ściany i dywan - kremowego. Na kanapie siedział ojciec Bartka. Gdy nas zobaczył, wstał i podszedł do nas.
   - Kolejną żeś przyprowadził? To już 10 w tym tygodniu. - zapytał jego ojciec.
   - Taaatooo! To jest Renesmee. Pamiętasz ją? - zapytał chłopak.
    Jego ojciec chwilkę mi się przyglądał i po chwili się do mnie uśmiechnął.
   - Jak żeś ty wyrosła! - krzyknął. - Jak dawno Cię nie widziałem.
   - Ja pana też
   - Powiedz, dlaczego się tu przeprowadziłaś?
   - Tato, nie męcz jej. - powiedział Bartek i zaprowadził mnie na górę.
   - Kolejną przyprowadziłeś co? - zapytałam z ironicznym uśmiechem. Totalny podrywacz.
 Weszliśmy do dużego pokoju koloru karmelowego. Meble były koloru trochę podobnego do kremowego.
    Na przeciwko drzwi stało wielki łóżko. Po jego prawej stronie były jakieś drzwi łazienki, a po lewej stronie łóżka znajdowała się komoda. Przy lewej ścianie stała szafa. Na środku pokoju był przeźroczysty stół, dookoła którego poustawianie były dwa kremowe fotele i sofa. Przy prawej ścianie znajdowały się drzwi na balkon.
   - Ty będziesz spać w pokoju Majki - oznajmił.
   - Co? Chyba sobie żartujesz. Po tym horrorze śpię z tobą - powiedziałam, a on popatrzył na mnie dziwnie, jakbym proponowała mu dwuznaczne propozycje.
   - O nie, nie! Nie wyobrażaj sobie! Chodzi o to, że będę spać z tobą w jednym pokoju. Boże! Jakie ty masz skojarzenia! Masakra! - odrzekłam.
   - A weź się! - oznajmił. - Ja śpię na kanapie, a ty na moim łóżku.
    W prawdzie to ja wolałam spać na kanapie, ale nie miałam siły się sprzeczać. Usiadłam na łóżku i wyjęłam telefon. Była godzina 23.12. Wtedy poczułam się bardzo senna co było dziwne. Przecież ja tyle imprezuje. Może to przez te wydarzenia, które się zdarzyły w tym tygodniu. Śmierć Armina, wyprowadzka do Berlina do tego spotkanie kumpla z podstawówki. Za dużo jak na jeden tydzień. Przynajmniej jak dla mnie. Bartek zobaczył, że poczułam się słabo i usiadł obok mnie.
   - Wszystko ok? - zapytał. Oh jaki on troskliwy xD
   - Tak, tak. Tylko jestem zmęczona.
   - Jeśli chcesz się odświeżyć, to tam są drzwi do łazienki - powiedział i wskazał na drzwi obok łóżka. - Ja idę na chwilę na dół.
    Wyszedł z pokoju, a ja wzięłam torbę i poszłam do łazienki.
    Prysznic zajął mi około 10 minut. Potem ubrałam moją piżamę, która składała się z krótkich spodenek i koszulki. Jeszcze rozczesałam swoje włosy i wyszłam z łazienki. Bartek miał już na sobie białą koszulkę i szare, dresowe spodenki do kolan. Od razu jak weszłam do pokoju rzuciłam się na łóżko.
   - Kiedy wraca Majka? -- zapytałam.
   - Jutro - oznajmił.
    Wczołgałam się jakoś pod kołdrę i niemal natychmiast zasnęłam.

                                                                 ***

   Obudził mnie dźwięk budzika mojego telefonu. Pomału wstałam i wyłączyłam budzik.
   - Jak ja niecierpię poniedziałków - burknęłam. Jeszcze się przeciągnęłam i spojrzałam na zegarek. 8.23. Co? Już tak późno? Tym razem pędęm pobiegłam do łazienki z torbą w ręce. Wzięłam szybki, 5-minutowy prysznic i zaczęłam się ubierać. Założyłam rurki w kwiaty, białą bokserkę i różowy sweterek z opadającym ramieniem. Włosy uczesałam w wysoki kucyk i wbiegłam na dół. Przy stole siedział Bartek.
   - Gdzie twój tata? - zapytałam.
   - Mał jakomf mifse i mufiał wyjefach. Jesch chołniechem. - powiedział z pełną buzią.
   - Ja muszę wychodzić, bo się spóźnię.
   - Podwieść Cię?- zaproponował.
   - Nie, przejdę się. - powiedziałam. Pocałowałam go w policzek i wyszłam. Po co ja to wogóle robiłam?

wtorek, 29 października 2013

Rozdział IV Kino

   Chłopcy poszli, a ja jeszcze trochę pogadałam z Bartkiem. Boże, jak ja za nim tęskniłam! Za tymi rozmowami, śmiechami, plotkami. Po prostu masakra.
  - A co z Majką? - zapytałam po jakimś czasie.
  - Moją siostrą? Jest teraz u babci. Chodzi do tej szkoły, co ty masz iść. - oznajmił. - A właśnie. Chciałabyś może dziś wyskoczyć do kina? - zapytał.
  - I znowu zabierzesz mnie na horror? Przecież wiesz, że potem nie mogę spać. - zakomunikowałam. I to właśnie jeden z moich słabych punktów. Po nawet mało strasznych horrorach całą noc srałam w pościel ( nie dosłownie xD ).
  - To przenocujesz u mnie. Co ty na to? - zapytał i popatrzył na mnie tymi jego morskimi oczami. I jak mu nie odmówić?
  - No niech Ci będzie. - burknęłam.
  - Przyjadę po ciebie o 19.00. Pasi?
  - No dobra.
   Wtedy usłyszałam ten znajomy głos, który mówił " ZDZICHU! NIE ODBIERAJ! STARA DZWONI!". Bartek tylko się uśmiechnął, a ja wyjęłam z kieszeni mój telefon i odebrałam.

Rem : Halo?
tel: Renesmee? Gdzie ty jesteś? Jest już po 14.00 a ciebie nie ma. Chodź szybko do domu. Mam dla ciebie niespodziankę.
Rem: Już? Teraz?
tel: Tak! To ważne...
Rem : No dobra. Będę za 10 minut.

  - Fajny dzwonek. - powiedział Bartek.
  - Dzięki. Sorki, ale muszę iść. Mój brat ma jakąś niespodziankę. - rzekłam.
  - Zaczekaj! Napisz mi swój numer i adres na ręce.
  - Ok.
   Tak też zrobiłam. Zaraz potem się pożegnałam i ruszyłam do domu. 
   Całą drogę do domu myślałam o nowej szkole. Pocieszające było to, że będę chodzić do jednej szkoły z Taylorem i Alanem no i oczywiście Majką. Przynajmniej będę kogoś znać. Może nie znam ich za dobrze, ale przynajmniej trochę się z nich pośmieję. Ale Bartek naprawdę sobie wybrał przyjaciół. Zboczeńcy z nich tacy, jak on w podstawówce. 
   Gdy doszłam pod mój dom, coś mnie zdziwiło. Przed nim stało białe lamborgini. Goście? I to ta niespodzianka? W każdym razie powoli uchyliłam drzwi i weszłam do salonu. I zobaczyłam...Ethana! Mojego drugiego brata. Jak wyprowadziłam się z Lucasem i rodzicami do Memphis, on zamieszkał z dziadkami w Polsce. Rodzice się zgodzili. Ja też próbowałam ich namówić, ale nie umiem robić takich maślanych oczu jak Ethan.
   Gdy go zobaczyłam, zaraz do niego podbiegłam i się na niego rzuciłam.
  - Eeeethaaaaan! - krzyknęłam, a on wziął mnie w ramiona.
  - Boże! Siostra! Jak ty wysosłaś! I wyładniałaś. Jak cię ostatnio widziałem, czyli 5 lat temu, byłaś okrąglutka jak pulpecik i miałaś piegi. 
  - A jak ja cię ostatnio widziałam, byłeś brzydki i pryszczaty - zaczęłam i wystawiłam mu język.
  - Prawda jest bolesna - powiedział smutno. - Za to Lucas wyglądał jak hipis - zakomunikował i oboje się zaśmialiśmy.
  - Zachowujecie się jak dzieci - oznajmił Lucas.
  - Za to ty jesteś nudziarzem - odpowiedział Ethan. Ja tylko zachichotałam. Jak ja tęskniłam za tymi ich kłótniami.
   - Dobra, dobra spokój! Ja idę na górę się przygotować, bo idę z kolegą do kina, a wy...pogadajcie sobie o prezerwatywach - palnęłam. Oni się dziwnie na mnie popatrzyli. No tak. Spędzisz trochę czasu z kolegami Bartka i już stajesz się zboczona. Postanowiłam uniknąć tej kompromitującej sytuacji i uciekłam do pokoju. 
   Wyjęłam z szafy czarną torbę i spakowałam piżamę, książki i kilka innych potrzebnych rzeczy. Po spakowaniu spojrzałam na zegar. 17.23. Czyli, że mam około 1,5 godziny. 
   Poczłapałam do łazienki i wzięłam prysznic. Potem w samym ręczniku podeszłam do szafy i wyjęłam bieliznę. Teraz zaczęłam szukać jakiejś spódnicy. Po około 10 minutach znalazłam moją ulubioną, czarną, zwiewną spódniczkę sięgającą troszkę powyżej kolan. Do tego biała bokserka, którą włożyłam w spódnicę i czarny żakiet. Czyli strój gotowy. Na zegarku wyświetliła się godzina 17.58. Teraz to już tylko makijaż i fryzura. 
   Zrobiłam sobie lekki makijaż, a włosy splotłam w warkocz na boku. Grzywkę zostawiłam bez zmian. Zeszłam jeszcze na dół coś zjeść. Zajrzałam do lodówki. Jest trochę sera żółtego. Czyli kromki. Zrobiłam sobie jedną i zjadłam jak najszybciej. Wtedy zadzwonił telefon.

Rem: Halo?
tel: Hej! To ja, Bartek. Gotowa?
Rem : Tak. Będę za minutkę.

      Akurat wtedy zeszli na dół moi bracia. Wzięłam tylko torbę i skierowałam się w stronę drzwi.
  - Już wychodzisz? - zapytał Ethan.
  - Taaa...
   Już miałam otworzyć drzwi, kiedy coś mi się przypomniało.
  - A właśnie, zapomniałam powiedzieć. Będę nocować u Bartka. - oznajmiłam.
  - Pamiętajcie o gumkach! - wypalił Lucas.
  - Chrzań się! - krzyknęłam z uśmiechem na ustach i wyszłam z domu. Przed nim stało terenowe białe volvo, a przed nim wysoki szatyn, ubrany w lekko zwężone jeansy, szary T-shirt i rozpiętą koszulkę w kratkę. Podeszłam do niego.
  - Ślicznie wyglądasz. - powiedział. Poczułam, że się rumienię. Całe szczęście było ciemno.
  - Dzięki.
   Chłopak otwarł mi drzwi, a potem sam usiadł za kierownicą. Jechaliśmy w ciszy. Nagle chłopak zapytał.
   - Myślisz, że dalej możemy być najlepszymi przyjaciółmi? Tak jak kiedyś?

--------------------
I co myślicie? Możecie zostawić komentarze? 
Przepraszam, że krótkie, ale nie mam za bardzo czasu pisać. Jutro dłuższe będzie xD

środa, 23 października 2013

Opis postaci

Teraz dodam zdjęcia kilku osób :

Imię : Renesmee
Nazwisko : Richardson
Wiek : 17 lat
Urodzona : w Polsce
Jej matka pochodziła z Ameryki, a ojciec z Polski. W wieku 13 lat wyprowadziła się z Polski z rodzicami. Gdy miała 15 lat jej rodzie zmarli w wypadku.  Wtedy dziewczyna zamieszkała z bratem Lucasem. Uwielbia psy i kolor czarny. Umie grać na gitarze, a w przyszłości chce zostać piosenkarką.

Imię : Bartek
Nazwisko : Stępień
Wiek : 17 lat
Urodzony : w Polsce
Mieszkał w Polsce do 16 roku życia. Potem przeprowadził się do Niemczech do szkoły sportowej. Uwielbia piłkę nożną. W przyszłości chce być piłkarzem. W podstawówce razem z Renesmee byli najlepszymi przyjaciółmi.

Imię : Thobias
Nazwisko : Klein
Wiek : 18 lat
Urodzony : w Niemczech

Imię : Alan
Nazwisko : Hoffmann
Wiek : 17 lat
Urodzony : w Niemczech

Imię : Taylor
Nazwisko : Huber
Wiek : 17 lat
Urodzony : w Niemczech

Imię : Oliver
Nazwisko : Schulz
Wiek : 18 lat
Urodzony : w Niemczech


Jak na razie to wszystkie osoby :) Dzięki za przeczytanie xD


wtorek, 22 października 2013

Rozdział III Kocham

  Moje serce stanęło w miejscu. Jak to w szpitalu? Szybko wstałam i poleciałam do łazienki, aby wziąść szybki prysznic, który zajął mi 5 minut. Potem szybko ubrałam ciuchy, które leżały na fotelu. Była to czarna koszulka na ramiączkach, biały, jeansowy bezrękawnik i rurki tego samego koloru. Szybko rozczesałam włosy i zleciałam na dół, nie zważając na to, że pewnie się potknę. Na szczęście znalazłam się na dole w jednym kawałku. Mój brat siedział już na dole. Był bardzo zdziwiony, że jestem tak wcześnie na nogach.
  - Co się sta... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
  - Armin jest w szpitalu. Musisz mnie tam podwieźć. - oznajmiłam. Mój brat szybko wziął swoje klucze i wyszliśmy z domu.
  Na miejsce dojechaliśmy jakieś 10 minut później. Szybko wbiegłam do szpitala. Na jednym z krzeseł szpitalnych, siedziała Iris. Podbiegłam do niej.
  - Gdzie on jest? - zapytałam zdyszana.
  - Tam - powiedziała i wskazała na białe drzwi na przeciw niej. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Na łóżku leżał Armin, podpięty do dziesiątek kabli, czy czego tam. Podeszłam do niego i usiadłam na krześle.
  - Armin? - zapytałam.
  - Re-renesmee? - wyjąkał. Ledwo co mówił. Zrobiło mi się go okropnie żal. Może gdybym nie uciekła wtedy od niego, nic by się nie stało. - Po-posłuchaj. Mu-muszę Ci coś po-powiedzieć.
  - Słucham.
  - Pamiętasz co mi po-powiedziałaś wczo-wczoraj?
  - Nooo....tak.
  - Ja...ja też Cię kocham. - odpowiedział. On mnie kocha? Kocha? Wtedy włączyliśmy nasze usta w pocałunku. Gdy oderwałam się od niego z elekrokardiogramu dało się słyszeć nieustanny dźwięk "piiii". Czy to znaczy, że...że on nie żyje?
  - Armin! Armin! Nie możesz mi tego zrobić! Nie umieraj! Proszę....nie umieraj...- powiedziałam i zaczęłam płakać. Zaraz potem do sali wparował lekarz. Pielęgniarka kazała mi wyjść. Nie chciałam wyjść, ale mój brat mnie odciągnął i przytulił.
  - On nie może umrzeć....nie może... - wyszeptałam. I po co wtedy od niego uciekałam? Po cholerę! Bez niego moje życie nie ma sensu. Wtedy z sami wyszedł lekarz.
  - I jak panie doktorze? - zapytałam z nutką nadziei.
  - Przykro mi... - rzekł. Czyli że...że on....Nie żyje? Nie...to niemożliwe. To nie mogło się zdarzyć. Nie mogło... Gdy to usłyszałam, usiadłam obok Iris, która mnie przytuliła.
  - Nie...to niemożliwe... - wyjąkałam. Wtedy wstałam z krzesła. - Chodźmy do domu i wyjedźmy do tego cholernego Berlina.- powiedziałam i po raz ostatni przytuliłam Iris i się z nią pożegnałam.
  Wyszliśmy przed szpital. Zamknęłam oczy w nadziei, że gdy je otworzę, obudzę się w moim łóżku i okaże się, że to był tylko koszmarny sen. Lecz kiedy je otworzyłam, stałam przed tym samym szpitalem. Czyli że to prawda? Armin umarł?
  Weszłam do auta i pojechaliśmy do domu. Gdy dojechaliśmy, ja zostałam w samochodzie, a mój brat zaczął znosić pudła i walizki do auta. Po około 15 minutach wszystko było w samochodzie. Już mój brat miał jechać, kiedy go zatrzymałam.
  - Czekaj. Chce po raz ostatni oglądnąć ten dom. -rzekłam. Mój brat dał mi znak, że mam iść. Wysiadłam w auta i skierowałam się do "mojego" domu. Już go nie zobaczę, bo napewno tu nie wrócę. Wszystko kojarzy mi się z moją pierwszą miłością, Arminem.
  Weszłam po schodach i po raz ostatni zwiedziłam mój pokój. Niebieskie ściany, zielone meble. Wszystko zostawiam w Memphis.
  "Pozwiedzałam" jeszcze kilka pomieszczeń i podeszłam do drzwi wejściowych.
  - Będę tęsknić...- szepnęłam, po czym wyszłam i skierowałam się do czarnego samochodu Lucasa.
  Jechaliśmy długo. Na miejscu byliśmy dopiero na następny dzień. Wysiedliśmy przed dużym domem koloru żółtego z brązowym dachem. Jak dla mnie, to był bardzo ładny. Tym razem pomogłam bratu w wyciąganiu pudeł i walizek i zanoszeniu ich do domu.
  Razem z moim pakunkiem weszłam po schodach na piętro. Zaglądałam do różnych pokoi i szukałam takiego, który mi się spodoba. I w końcu trafiłam na białe drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam śliczny pokój koloru fioletowego. Na prawej ścianie były białe drzwi do łazienki i ogromna szafa. Na lewej ścianie były białe drzwi na balkon i łóżko. Po mojej prawej stała komoda a na ścianie naprzeciw mnie było biurko, krzesło, okno i lustro. Na środku pokoju był biały, puszysty dywan. Wszystkie meble także były białe. Spojrzałam na komórkę. Była godzina 16.53. Jeszcze zdążę się rozpakować. Najpierw wzięłam się za pudła, a potem na ubrania. Kiedy skończyłam wybiła godzina 21.42. Dość szybko skończyłam jak na mnie. Walizki odłożyłam pod ścianę, a sama poszłam do łazienki, aby się odświeżyć. Spędziłam w niej około 15 minut. Potem ubrałam się w piżamę i poszłam spać.

                                                                      ***

- Haaaaalooooo! Wstawaj śpiochu, bo się spóźnisz do szkoły! - usłyszałam krzyk. Otworzyłam oczy, a nade mną stał Lucas i darł się w niebogłosy.
  - Ty jesteś głupi, czy tylko udajesz? - zapytałam.
  - Czy to podchwytliwe pytanie?
  - Boże, idioto. Dzisiaj niedziela.- oznajmiłam i schowałam głowę w poduszkę.
  - Oj, no racja- rzekł. - Dobra, dobra to śpij, a ja...wychodzę.
  - Z kim ja żyję...
  Skoro mój brat mnie obudził, to wstanę i wyjdę na spacer. Wstałam i poszłam do łazienki. Spędziłam w niej około 15 minut. Prysznic, makijaż i rozczesani włosów. Potem podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakiś ubrań. Po jakiś 30 minutach, zdecydowałam się na białą sukienkę do kolan na ramiączkach, do tego czarne baleriny i gotowa. Wzięłam jeszcze czarną torebeczkę, portfel i telefon. Była godzina 10.56.
  Wyszłam z domu i skierowałam się do parku. Chodziłam po nim chyba z 10 minut, kiedy zauważyłam jakiegoś chłopaka. Kogoś bardzo mi przypominał, ale kogo? Zaraz, zaraz. Wyjęłam portfel, a z niego zdjęcie mojej klasy w podstawówce i zaczęłam na zdjęciu szukać mojego najlepszego przyjaciela. Kiedy go znalazłam, jeszcze raz popatrzyłam się na tego chłopaka i z powrotem na mojego najlepszego kumpla w podstawówce.
  - Ja pierdziele, to on. - wyszeptałam. Ten chłopak i chłopak ze zdjęcia, to była ta sama osoba. Znaczy chyba. Mniejsza o to. Muszę do niego zagadać i dowiedzieć się jak ma na imię. Oczywiście jego pies mnie wyręczył. Kiedy jego owczarek francuski mnie zobaczył, wyrwał mu się ze smyczy i skoczył na mnie. Chłopak zaraz gdy to zobaczył, podbiegł do mnie i pomógł mi wstać.
  - Przepraszam za mojego psa. Nie wiem co mu odbiło. - powiedział. - Jestem Bartek
  Teraz to już byłam pewna, że to on. Staliśmy chwilę bez ruchu. Chłopak patrzył się na mnie dziwnie. Pewnie wyczekiwał, aż ja też się przedstawię. Kiedy miał coś powiedzieć, rzuciłam się na niego.
  - Baaarteeek! - krzyknęłam. Chłopak, nie wiedząc o co chodzi, odepchnął mnie.
  - My się znamy? - zapytał niepewnie.
  - Nie pamiętasz mnie? To ja, Renesmee!
  - Renesmee? To naprawdę ty? Boże, w życiu bym Cię nie poznał. - odrzekł i tym razem to on mnie przytulił. Staliśmy w uścisku chyba z minutę.
  - Co ty tu robisz? Przecież przeprowadziłaś się do Memphis. - zapytał.
  - To przez pracę mojego brata. A ty? Co ty tu robisz?
  - No wiesz, szkoła sportowa. - powiedział. No tak. Był najlepszy w szkole w piłkę nożną. Można się było spodziewać. Rozmawialiśmy jeszcze chyba z 5 minut, kiedy podeszło do nas jakiś 4 chłopaków.
  - Hej, to jest Renesmee. kumpela z podstawówki. - przedstawił mnie. - A to są Alan, Taylor, Thobias i Oliver. - wskazywał na nich po kolei.
  - My czekamy na ciebie na boisku, a ty ty sobie pogaduchy urządzasz? - zapytał Oliver i uśmiechnął się do mnie. - Chodź Ci się nie dziwię. - powiedział, a Taylor uderzył go w ramię.
  - Sorry, ale tak to jest jak się spotyka przyjaciółkę, której się nie widziało 5 lat. - rzekł Bartek.
  Zaczęliśmy rozmawiać z jego przyjaciółmi. Byli bardzo mili ( w innym tego słowa znaczeniu xD ). Ile emocji w ciągu tygodnia. Najpierw zakochuje się w Arminie, potem on umiera, a teraz spotykam swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Zaczynam się cieszyć, że przyjechałam do Berlina.

Rozdział II Wypadek

 - J-jak to za zawsze? - zapytałam przestraszona.
 - To z powodu mojej pracy...przykro mi. - oznajmił.
 - Przykro Ci? Czy ty rozumiesz co to dla mnie znaczy? Tu mam przyjaciół! Nie możesz mi tego zrobić! I kiedy się w ogóle dowiedziałeś, że musimy wyjechać! - krzyknęłam.
 - Tydzień temu, ale żal mi było ci mówić. A teraz posłuchaj, to nie moja wina. Jak będziesz dorosła to tu wrócisz! - zakomunikował.
 - Jak będę dorosła? Mam czekać rok, aż łaskawie mi dowód osobisty wystawią?
 - Już Ci mówiłem, że mi przykro. A teraz pożegnaj się ze znajomymi. Jutro rano wyjeżdżamy. - powiedział i wyszedł. Boże! Pech nie daje mi spokoju. I co jeszcze? Dowiem się, że Lucas to nie mój brat? Albo, że jestem w ciąży? Ten świat jest chory.
  Położyłam się na łóżku i wzięłam telefon. Musiałam spotkać się z Iris i Rozalią. Pożegnać się...

Ja :
Hej Iris. Mogłybyśmy się spotkać w kawiarni obok parku? Muszę porozmawiać z tobą i Rozą. Odpisz ♥
Iris :
Jasne, no problem. 
O 18.00 ?
Ja :
Okey. 

  Podobny SMS wysłałam do Rozy. Spojrzałam na godzinę. 17.34, czyli mam około 10 minut. Postanowiłam, że spakuje kilka rzeczy do pudeł. Skoro mamy się przeprowadzać, to już zacznę się pakować. 
  Dwa pudła były już wypełnione, kiedy wybiła godzina 17.47. Wzięłam tylko telefon do kieszeni i wyszłam z domu.
  Słońce miało się już ku zachodowi. Niebo wyglądało pięknie. Szkoda, że jutro wyjeżdżam i że już Nigdy nie zobaczę tego miejsca. Żal ściskał moje serce.
  Do kawiarni doszłam jakieś 5 minut później. Dziewczyny już siedziały przy stoliku i piły kawę. Podeszłam i przysiadłam się.
 - To o czym chciałaś pogadać? - zapytała rudowłosa.
 - Ja...chciałam się pożegnać. - powiedziałam i spuściłam głowę.
 - Jak to pożegnać? - zapytała zirytowana Rozalia.
 - Posłuchajcie. Ja i mój brat jutro wyjeżdżamy. Przeprowadzamy się do Berlina z powodu pracy Lucasa. Ponieważ jesteście moimi najlepszymi przyjaciółkami, chciałam was poinformować. Pójdę jeszcze do Armina, żeby mu coś powiedzieć, ale nikogo innego już nie pożegnam. To byłoby dla mnie zbyt trudne. - rzekłam.
 - Ale już jutro? - zapytała zasmucona Iris.
 - Tak. Na szczęście istnieje takie coś jak Skype. Codziennie będziemy rozmawiać. - oznajmiłam.
 - Boże! Jak ja będę tęsknić - powiedziała Iris i mnie przytuliła. Zaraz za nią Rozalia. Tuliłyśmy się chyba z 20 sekund. Ludzie na nas dziwnie patrzyli, ale co mnie to obchodzi? Gdy dziewczyny już się uspokoiły zaproponowały, że mnie odprowadzą. Zgodziłam się. W drodze do mojego domu obiecały, że będą mnie na bieżąco informować o newsach w szkole. Gdy znalazłyśmy się pod drzwiami mojego domu, jeszcze raz mnie przytuliły i odeszły. Akurat wtedy zaczął padać deszcz. Weszłam do domu i wzięłam moją karmelową, skórzaną kurteczkę, niebieską czapkę i wyszłam . Tym razem kierowałam się do Armina. Doszłam do jego domu cała mokra jakieś 5 minut później. Zapukałam i gdy usłyszałam "proszę" weszłam. 
  Na kanapie siedział wcześniej wymieniony brunet. Kiedy mnie zobaczył podszedł do mnie. Ja powiesiłam swoją kurtkę i czapkę na wieszaku.
 - Hej - powiedziałam
 - Cześć - oznajmił i skierowaliśmy się na kanapę. - O co chodzi?
 - Chciałam się pożegnać. Juro wyjeżdżam do Berlina, ale to nie wszystko.
 - To znaczy? - zapytał.
 - Chciałam Ci powiedzieć, że....Kocham Cię - powiedziałam i pocałowałam go. Zaraz potem szybko wzięłam moje rzeczy i wybiegłam z jego domu. Ten krzyczał jeszcze za mną, abym zatrzymała, ale go nie słuchałam i biegłam dalej. Teraz miał mnie za debilkę.
  Gdy dobiegłam do mojego domu, powiesiłam swoje rzeczy na wieszaku, a sama pobiegłam na górę do pokoju i usiadłam na łóżku. 
  Nie żałowałam, że o wszystkim się dowiedział. I tak mnie już więcej nie zobaczy, a ja nie będę się martwić. Wzięłam telefon i zobaczyłam 10 Nieodebranych Połączeń od Armin. Zamiast do mnie dzwonić, mógł ruszyć tyłek i sam do mnie przyjść. Ale mniejsza o to. Wzięłam się za pakowanie pudeł i walizek. Kiedy skończyłam, wybiła godzina 23.34. Wzięłam jeszcze szybki prysznic i poszłam spać.

   Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Godzina 6.45. Co? Czy Iris pogięło, żeby o tej porze dzwonić? W każdym razie odebrałam.

Ja : Halo?
Iris : Renesmee? Musisz szybko przyjechać do szpitala obok Galerii.
Ja : Co? Dlaczego? Co się stało?
Iris : Armin miał wypadek.

Rozdział I Zakochałam się

   Usiadłam i oparłam się o drzewo. Schowałam twarz w kolana i zaczęłam płakać. Zakochałam się w najlepszym przyjacielu...Szkoda tylko, że on uważa mnie tylko i wyłącznie za "najlepszą przyjaciółkę". Sam mi to kiedyś przyznał. I co ja teraz zrobię? Nie wyznam mu tego, bo nie chcę niszczyć naszej przyjaźni...nie mogę...Głupia ja! 
  - Głupia! Głupia! Głupia! - szepnęłam. Podniosłam głowę i zobaczyłam te dwukolorowe tęczówki, które wszędzie bym poznała. Lysander...
  - Renesmee, wszystko w porządku? - zapytał. Jak ja go kocham za tą troskę. Oczywiście nic mu nie powiem, bo uzna mnie za idiotkę. Zaraz, przecież nią jestem. 
  - T-tak, n-nie martw s-się - wyjąkałam. Ten usiadł obok i uśmiechnął się do mnie szeroko.
  - Mi możesz powiedzieć - oznajmił. Oj nie mogę, nie mogę.
  - Ly-lysander...pro-proszę, nie naciskaj. A te-teraz przepraszam, mu-muszę iść - rzekłam i powoli wstałam. On zrobił to samo.
  - Odprowadzę Cię - zaproponował.
  - Nie trzeba. Do jutra - zakomunikowałam i odeszłam. Szłam powoli, lecz na zakręcie wystartowałam jak rakieta. Biegłam z łzami w oczach. Ludzie, których mijałam patrzyli na mnie ze współczuciem. Gdy dobiegłam do drzwi mojego domu, otworzyłam je i pobiegłam do mojego pokoju. 
   Rzuciłam się łóżko i schowałam twarz w poduszkę. Nagle poczułam, że ktoś usiadł obok mnie.
   - Co się stało? - zapytał ze zdziwieniem. To był mój brat, Lucas. Jak zwykle troskliwy. Ja usiadłam na łóżku i przytuliłam poduszkę do piersi.
   - Nic! Wyjdź z mojego pokoju! - wrzasnęłam i z powrotem poddałam się płaczu. Ten nic nie mówiąc, przytulił mnie. Płakałam mu w ramię z 10 minut, aż się uspokoiłam.
   - Lepiej Ci? - zapytał i uśmiechnął się.
   - Trochę...- oznajmiłam.
   - To teraz powiedz o co chodzi - odrzekł. Opowiedziałam mu wszystko, bo w końcu to mój brat. On mnie wysłuchał bardzo dokładnie.
   - Nie możesz mu powiedzieć? - zapytał.
   - Nie, nie mogę. To by mogło zrujnować naszą przyjaźń.
   - Logika dziewczyn...- zakomunikował. - Kochasz go, ale mu nie powiesz, ale jak mu nie powiesz, to z nim nie będziesz.
   - Nie dołuj! - krzyknęłam i wygięłam usta w podkówkę.
   - Dobra, przepraszam. - wymruczał i wyszedł z mojego pokoju. Kochany braciszek. Szkoda tylko, że nie jest kobietą, bo na pewno by coś wtedy doradził.
   Muszę przestać się dołować, bo wpadnę w depresję. Może pójdę do parku? Nie, on mi się kojarzy z Arminem. Galeria? Kojarzy z Arminem. Szkoła? Kojarzy z Arminem. Plaża? Kojarzy z Arminem. Wszystko w tym mieście kojarzy mi się z nim. Więc muszę zostać w moich czterech ścianach.
   Gdy odrobiłam zadanie, wybiła godzina 17.00. Może sobie wejdę na facebooka? Wzięłam mój czarny laptop w białe kwiaty i go włączyłam. Od razu weszłam na facebooka. Piętnastu znajomych online. Trzeba znaleźć kogoś płci żeńskiej. Kastiel, Nataniel, Taylor, Kentin. Żadnej dziewczyny. Nagle do mojego pokoju wszedł Lucas.
  - Siostra, mam złe wieści - oznajmił. Złe wieści?
  - O co chodzi? - zapytałam.
  - Jutro wyjeżdżamy do Berlina. Na zawsze - zakomunikował.

Prolog

  Patrzyłam się przez okno w klasie na pobliski park. Kilkoro osób chodzących za ręce,  kilkoro bawiących się z psami. Nic nadzwyczajnego. Ten tydzień też wydawał, że będzie normalny, jednak nie podejrzewałam, że stanie się coś tak strasznego. Coś, co zmieni moje życie...

  - Panno Evans, czy pani mnie słyszy? - usłyszałam głos nauczyciela. Od razu zerwałam się na równe nogi.
  - Yyy...tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się.- wyjąkałam.
  - Mam nadzieję, że się to już więcej nie powtórzy. Proszę usiąść.
  Tak też zrobiłam. Starałam się słuchać nauczyciela, lecz cały czas coś mnie rozpraszało. Kastiel rzucający kartkami po całej klasie, Amber patrząca na niego, jakby chciała go rozebrać wzrokiem, Iris, z którą siedziałam, pisząca SMS do Kim. Niby błachoski, ale nie dawało mi się skupić. I oczywiście mój pech spowodował, że nauczyciel chciał mnie przepytać z lekcji.
  - Panno Evans, proszę wymienić 3 działy gospodarki na które wyciek ropy naftowej w zatoce meksykańskiej wywarł największy wpływ. - oznajmił nauczyciel. Ja powoli wstałam i zaczęłam myśleć, jak się wywinąć. Nauczyciel już się nie nabiera na moje "bule brzucha" z powodu okresu, więc to nie wchodzi w grę. 
  - Emm...yyyy...nie wiem. - powiedziałam.
  - Usiądź, jedynka. - powiedział nauczyciel. Nic nowego. Już miał zapytać Amber, kiedy zadzwonił dzwonek. No jej to się zawsze uda. Wyszłam z sali i kierowałam się w stronę bramy wyjściowej. Zakręciłam w prawo i weszłam do parku. Szukałam najbliższej ławki. Gdy już ją znalazłam podeszłam do niej i chciałam usiąść, gdy zobaczyłam Armina, który trzymał się za ręce z jaką dziewczyną. Coś mnie ukuło w serce, ale dlaczego? Przecież to tylko przyjaciel. Tylko...
   Coś kazało mi się schować za drzewo. Tak też zrobiłam, bo przecież nie będę kłócić się z własnym mózgiem. Przykucnęłam na dębem i ich obserwowałam. Stali i o czymś rozmawiali. Nagle Armin ją pocałował. Tym razem poczułam, że ktoś wbił mi nóż w serce. Zaczęłam płakać. I wtedy coś zrozumiałam...
Zakochałam się w Arminie...

Informacja

  Mój wcześniejszy blog ( renesmeeee.blogspot.com ) będę kontynuowała tu, ponieważ tamten blog miałam na koncie Oli via do którego zapomniałam e-mail ( pech mnie prześladuje ). Poinformowałam was, ponieważ nie chcę, aby wszyscy mi mówili, że zgapiam posty i wgl. To chyba tyle. Zapraszam ♥♥♥