wtorek, 22 października 2013

Rozdział III Kocham

  Moje serce stanęło w miejscu. Jak to w szpitalu? Szybko wstałam i poleciałam do łazienki, aby wziąść szybki prysznic, który zajął mi 5 minut. Potem szybko ubrałam ciuchy, które leżały na fotelu. Była to czarna koszulka na ramiączkach, biały, jeansowy bezrękawnik i rurki tego samego koloru. Szybko rozczesałam włosy i zleciałam na dół, nie zważając na to, że pewnie się potknę. Na szczęście znalazłam się na dole w jednym kawałku. Mój brat siedział już na dole. Był bardzo zdziwiony, że jestem tak wcześnie na nogach.
  - Co się sta... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
  - Armin jest w szpitalu. Musisz mnie tam podwieźć. - oznajmiłam. Mój brat szybko wziął swoje klucze i wyszliśmy z domu.
  Na miejsce dojechaliśmy jakieś 10 minut później. Szybko wbiegłam do szpitala. Na jednym z krzeseł szpitalnych, siedziała Iris. Podbiegłam do niej.
  - Gdzie on jest? - zapytałam zdyszana.
  - Tam - powiedziała i wskazała na białe drzwi na przeciw niej. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Na łóżku leżał Armin, podpięty do dziesiątek kabli, czy czego tam. Podeszłam do niego i usiadłam na krześle.
  - Armin? - zapytałam.
  - Re-renesmee? - wyjąkał. Ledwo co mówił. Zrobiło mi się go okropnie żal. Może gdybym nie uciekła wtedy od niego, nic by się nie stało. - Po-posłuchaj. Mu-muszę Ci coś po-powiedzieć.
  - Słucham.
  - Pamiętasz co mi po-powiedziałaś wczo-wczoraj?
  - Nooo....tak.
  - Ja...ja też Cię kocham. - odpowiedział. On mnie kocha? Kocha? Wtedy włączyliśmy nasze usta w pocałunku. Gdy oderwałam się od niego z elekrokardiogramu dało się słyszeć nieustanny dźwięk "piiii". Czy to znaczy, że...że on nie żyje?
  - Armin! Armin! Nie możesz mi tego zrobić! Nie umieraj! Proszę....nie umieraj...- powiedziałam i zaczęłam płakać. Zaraz potem do sali wparował lekarz. Pielęgniarka kazała mi wyjść. Nie chciałam wyjść, ale mój brat mnie odciągnął i przytulił.
  - On nie może umrzeć....nie może... - wyszeptałam. I po co wtedy od niego uciekałam? Po cholerę! Bez niego moje życie nie ma sensu. Wtedy z sami wyszedł lekarz.
  - I jak panie doktorze? - zapytałam z nutką nadziei.
  - Przykro mi... - rzekł. Czyli że...że on....Nie żyje? Nie...to niemożliwe. To nie mogło się zdarzyć. Nie mogło... Gdy to usłyszałam, usiadłam obok Iris, która mnie przytuliła.
  - Nie...to niemożliwe... - wyjąkałam. Wtedy wstałam z krzesła. - Chodźmy do domu i wyjedźmy do tego cholernego Berlina.- powiedziałam i po raz ostatni przytuliłam Iris i się z nią pożegnałam.
  Wyszliśmy przed szpital. Zamknęłam oczy w nadziei, że gdy je otworzę, obudzę się w moim łóżku i okaże się, że to był tylko koszmarny sen. Lecz kiedy je otworzyłam, stałam przed tym samym szpitalem. Czyli że to prawda? Armin umarł?
  Weszłam do auta i pojechaliśmy do domu. Gdy dojechaliśmy, ja zostałam w samochodzie, a mój brat zaczął znosić pudła i walizki do auta. Po około 15 minutach wszystko było w samochodzie. Już mój brat miał jechać, kiedy go zatrzymałam.
  - Czekaj. Chce po raz ostatni oglądnąć ten dom. -rzekłam. Mój brat dał mi znak, że mam iść. Wysiadłam w auta i skierowałam się do "mojego" domu. Już go nie zobaczę, bo napewno tu nie wrócę. Wszystko kojarzy mi się z moją pierwszą miłością, Arminem.
  Weszłam po schodach i po raz ostatni zwiedziłam mój pokój. Niebieskie ściany, zielone meble. Wszystko zostawiam w Memphis.
  "Pozwiedzałam" jeszcze kilka pomieszczeń i podeszłam do drzwi wejściowych.
  - Będę tęsknić...- szepnęłam, po czym wyszłam i skierowałam się do czarnego samochodu Lucasa.
  Jechaliśmy długo. Na miejscu byliśmy dopiero na następny dzień. Wysiedliśmy przed dużym domem koloru żółtego z brązowym dachem. Jak dla mnie, to był bardzo ładny. Tym razem pomogłam bratu w wyciąganiu pudeł i walizek i zanoszeniu ich do domu.
  Razem z moim pakunkiem weszłam po schodach na piętro. Zaglądałam do różnych pokoi i szukałam takiego, który mi się spodoba. I w końcu trafiłam na białe drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam śliczny pokój koloru fioletowego. Na prawej ścianie były białe drzwi do łazienki i ogromna szafa. Na lewej ścianie były białe drzwi na balkon i łóżko. Po mojej prawej stała komoda a na ścianie naprzeciw mnie było biurko, krzesło, okno i lustro. Na środku pokoju był biały, puszysty dywan. Wszystkie meble także były białe. Spojrzałam na komórkę. Była godzina 16.53. Jeszcze zdążę się rozpakować. Najpierw wzięłam się za pudła, a potem na ubrania. Kiedy skończyłam wybiła godzina 21.42. Dość szybko skończyłam jak na mnie. Walizki odłożyłam pod ścianę, a sama poszłam do łazienki, aby się odświeżyć. Spędziłam w niej około 15 minut. Potem ubrałam się w piżamę i poszłam spać.

                                                                      ***

- Haaaaalooooo! Wstawaj śpiochu, bo się spóźnisz do szkoły! - usłyszałam krzyk. Otworzyłam oczy, a nade mną stał Lucas i darł się w niebogłosy.
  - Ty jesteś głupi, czy tylko udajesz? - zapytałam.
  - Czy to podchwytliwe pytanie?
  - Boże, idioto. Dzisiaj niedziela.- oznajmiłam i schowałam głowę w poduszkę.
  - Oj, no racja- rzekł. - Dobra, dobra to śpij, a ja...wychodzę.
  - Z kim ja żyję...
  Skoro mój brat mnie obudził, to wstanę i wyjdę na spacer. Wstałam i poszłam do łazienki. Spędziłam w niej około 15 minut. Prysznic, makijaż i rozczesani włosów. Potem podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakiś ubrań. Po jakiś 30 minutach, zdecydowałam się na białą sukienkę do kolan na ramiączkach, do tego czarne baleriny i gotowa. Wzięłam jeszcze czarną torebeczkę, portfel i telefon. Była godzina 10.56.
  Wyszłam z domu i skierowałam się do parku. Chodziłam po nim chyba z 10 minut, kiedy zauważyłam jakiegoś chłopaka. Kogoś bardzo mi przypominał, ale kogo? Zaraz, zaraz. Wyjęłam portfel, a z niego zdjęcie mojej klasy w podstawówce i zaczęłam na zdjęciu szukać mojego najlepszego przyjaciela. Kiedy go znalazłam, jeszcze raz popatrzyłam się na tego chłopaka i z powrotem na mojego najlepszego kumpla w podstawówce.
  - Ja pierdziele, to on. - wyszeptałam. Ten chłopak i chłopak ze zdjęcia, to była ta sama osoba. Znaczy chyba. Mniejsza o to. Muszę do niego zagadać i dowiedzieć się jak ma na imię. Oczywiście jego pies mnie wyręczył. Kiedy jego owczarek francuski mnie zobaczył, wyrwał mu się ze smyczy i skoczył na mnie. Chłopak zaraz gdy to zobaczył, podbiegł do mnie i pomógł mi wstać.
  - Przepraszam za mojego psa. Nie wiem co mu odbiło. - powiedział. - Jestem Bartek
  Teraz to już byłam pewna, że to on. Staliśmy chwilę bez ruchu. Chłopak patrzył się na mnie dziwnie. Pewnie wyczekiwał, aż ja też się przedstawię. Kiedy miał coś powiedzieć, rzuciłam się na niego.
  - Baaarteeek! - krzyknęłam. Chłopak, nie wiedząc o co chodzi, odepchnął mnie.
  - My się znamy? - zapytał niepewnie.
  - Nie pamiętasz mnie? To ja, Renesmee!
  - Renesmee? To naprawdę ty? Boże, w życiu bym Cię nie poznał. - odrzekł i tym razem to on mnie przytulił. Staliśmy w uścisku chyba z minutę.
  - Co ty tu robisz? Przecież przeprowadziłaś się do Memphis. - zapytał.
  - To przez pracę mojego brata. A ty? Co ty tu robisz?
  - No wiesz, szkoła sportowa. - powiedział. No tak. Był najlepszy w szkole w piłkę nożną. Można się było spodziewać. Rozmawialiśmy jeszcze chyba z 5 minut, kiedy podeszło do nas jakiś 4 chłopaków.
  - Hej, to jest Renesmee. kumpela z podstawówki. - przedstawił mnie. - A to są Alan, Taylor, Thobias i Oliver. - wskazywał na nich po kolei.
  - My czekamy na ciebie na boisku, a ty ty sobie pogaduchy urządzasz? - zapytał Oliver i uśmiechnął się do mnie. - Chodź Ci się nie dziwię. - powiedział, a Taylor uderzył go w ramię.
  - Sorry, ale tak to jest jak się spotyka przyjaciółkę, której się nie widziało 5 lat. - rzekł Bartek.
  Zaczęliśmy rozmawiać z jego przyjaciółmi. Byli bardzo mili ( w innym tego słowa znaczeniu xD ). Ile emocji w ciągu tygodnia. Najpierw zakochuje się w Arminie, potem on umiera, a teraz spotykam swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Zaczynam się cieszyć, że przyjechałam do Berlina.

2 komentarze:

  1. Śmierć Armina wydaje się jeszcze bardziej smutna niż przedtem :). To było takie piękne i wzruszające <3. Sitzu M.

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę że zmieniłaś opis śmierci Armina, ale tak jest jeszcze bardziej smutno ;c
    Użyję teraz karygodnego słowa: To było takie słłitaśne i piękne i o jejciu *-*

    OdpowiedzUsuń